(To było w lutym, przed warsztatem zapustnym, z udziałem E. – współzałożycielką stowarzyszenia Labsa w Dortmund i aktorką Teatru Wegajty – która właśnie wróciła z podróży do Maroka)
W.: … Tak, ja w tym roku też zrobię sobie maskę. Popracuję w tym kierunku jak w zeszłym roku.
M.: Hmmm, ja jeszcze zobaczę, nie wiem, czy dam radę.
W. (Już myślami gdzieś dalej, bliżej tworzeniu scenariusza pokazu): Dlaczego by nie wziąć pod uwagę nasze własne doświadczenie? To, że Teatr o mało co nie został zmuszony do zawieszenia pracy?
M.: Tylko pamiętaj, że ogłosiliśmy temat dużo bardziej ogólny – kryzys. Nie powinniśmy za dużo narzucić uczestnikom.
W.: A co? Przecież to właśnie kryzys. Na przykład to o czym mówił ten bezdomny we Wrocławiu – że był dom kultury, lekcje tańca dla ubogich dzieci. A teraz została z budynku tylko dziura. (To cytat z wywiadu B., przeprowadzonego w drodze na poprzedni warsztat) Albo jak przed chwilą E. opowiadała – miasteczko w Maroku z pustymi budynkami po kinie, po ośrodku kultury itd.
M.: Jasne, że to też kryzys.
W.: Ja bym wziął do tego na warsztat kawałki z paszkwilu (chodzi o blog mamykatarzyny, pastwiący się nad teatrem z pozycji prawicowo-nacjonalistycznej).
M.: A mi się kojarzy ten blog z ślepą siłą, z bezwładną eskalacją napięcia. Zamiast coś robić naprawdę, to się zwalcza przeciwnika. I to po obu stronach.
W. (znowu myślami gdzieś dalej): Tak czy inaczej, to co mnie najbardziej przeraża to statystyka wzrastającej islamofobii.
M.: Jasne. Z tym, że nie można zwalczać islamofobii poprzez to, że się zwalcza islamofobów.
W.: Czasami jednak …
E.: To mi się kojarzy z tym, jak ostatnio byłam przed Świętami w mojej ulicy w warzywniaku u Marokańczyka (E. mieszka w Bochum). Powiedziałam – No, wesołych Świąt chyba Panu nie mogę życzyć – Spojrzał tak na mnie zdziwiony. – A dlaczego nie?? – I zaraz jakiś inny klient dorzucił – Może Pani, może!